Jest wiele miejsc, do których chciałabym wrócić, na początek pięć ulubionych. Mogą wydawać się banalne, bo niektóre nie grzeszą urodą, ani nie pociągają spokojem. Mają jednak to “coś”, co sprawiło, że zafascynowały mnie.
Jednym z takich miejsc jest most Galata nad Złotym Rogiem łączący brzegi Stambułu. To zwykły, a jednak niezwykły most, jeden z trzech łączących europejskie części tego niezwykłego miasta. Panuje tu niesamowity ruch zarówno w dzień, jak i w nocy, kiedy to łowiących ryby zastępują uliczni sprzedawcy rozmaitych rzeczy. Można powiedzieć, że ten most nigdy nie śpi, zawsze gotowy przyjąć zmierzających w różne strony przechodniów. Zawsze, kiedy na nim stoję, a zdarzyło się to wiele razy, mam wrażenie, że znajduję się w samym sercu tego pociągającego, wielokulturowego miasta.
Campo dei Fiori w Rzymie odkryłam cztery lata temu, kiedy miałam szczęście nocować w jego pobliżu. Z pola kwiatów (które ma w nazwie) nie pozostało tu w zasadzie nic, no poza straganami z kwiatami, które można nabyć tutaj nawet w nocy. Rankiem uroku temu miejscu nadaje targ warzywny, pełen często nieznanych mi warzyw. Wieczorami słychać muzykę, czasami widać kuglarzy. Temu wszystkiemu przygląda się z wysokości swego pomnika Giordano Bruno, którego w tym oto miejscu, “pośród gwaru gawiedzi”, spalono w 1600 roku.
Łąki nad Bugiem w Busku na Ukrainie mogą wydawać się bardzo banalnym miejscem. Dla mnie jednak wyjątkowe. Dużo wcześniej żyły sobie w mojej wyobraźni, niż je zobaczyłam. Wiązały się z rodzinnymi opowieściami o niezwykłym, królewskim miasteczku w pobliżu Lwowa, które w wyniku utraty Kresów przez Polskę stało się także “rajem utraconym” dla rodziny mojego ojca. Zobaczyłam te łąki pocięte trzema rzekami, chronione z jednej strony przez świętą Paraskewię patronkę pobliskiej drewnianej cerkwi, z drugiej przez stary cmentarz żydowski i poczułam, za czym tęsknili moi dziadkowie.
Zanim przyjechałam do Lwowa, Stare Miasto żyło także w mojej wyobraźni, karmionej starymi książkami, opowieściami znajomych i ostatnimi kryminałami Krajewskiego. Zobaczyłam to miejsce i od razu pokochałam za niezwykły, artystyczny klimat i niesamowitą wielokulturową historię. To tutaj można zagrać na pianinie stojącym pod wielką parasolką pod katedrą, to tu można wypić kawę po lwowsku, objechać z mężem na tandemie ratusz, a w końcu zatańczyć na ulicy tango… pod warunkiem, że się ma umiejętności i odwagę.
Przepiękne wileńskie zaułki kryją w sobie niejedną tajemnicę, a co najciekawsze mogą zaprowadzić w wiele niezwykłych miejsc, np. do Klasztoru Bazylianów. A wszystko wygląda tak, jak w wierszu Czechowicza: “Nad zaułkiem arkada: Dom domowi dłoń tak uścisnął. I zasnął z nagła”. Polubiłam je od pierwszego wejrzenia.