Miałam szczęście gościć dwa razy w tym zabytkowym, norweskim miasteczku, w którym w latach 1644 – 1972 wydobywano miedź. Od 1980 roku Røros znajduje się na Liście Światowego Dziedzictwa UNESCO. Spacerując uliczkami miasteczka, możemy podziwiać około 80 zabytkowych domów, bliżej dawnej kopalni mieszczą się te robotnicze – porośnięte trawą na dachu, te przy dwóch głównych ulicach są bardziej reprezentacyjne, przyciągają wzrok ciekawymi kolorami i detalami. W miasteczku znajdziemy też stare farmy i inne miejsca, gdzie czas cudownie zwolnił i gdzie można poczuć atmosferę dawnej Norwegii. Spacer po mieście w towarzystwie Norwega gwarantuje poznanie sekretów miasta. Jednym z nich jest fakt, że w 1973 roku przybyła tutaj Jane Fonda, by zagrać rolę Nory w filmie “Dom lalek” na podstawie sztuki Ibsena. W Røros kręcono także niektóre odcinki znanego serialu Pippi Langstrømpe (Fizia Pończoszanka). Mnie się udało poznać Røros od podszewki, o czym mogę dzisiaj napisać.

O miłości księdza do mężatki dowiedziałam się od Kirsti. Spacerowałyśmy po mieście i rozmawiałyśmy o lokalnych pomnikach i literaturze. Z miasteczkiem łączy się historia dziewiętnastowiecznego romansu, którą na karty powieści przeniósł Johan Falkberget (angielski tytuł utworu to “The Fourth Night Watch”). Spacer po zabytkowym mieście uruchomił wyobraźnię. Wydawało mi się, że tuż za rogiem spotkam piękną Gunhild, żonę górnika, i jej ukochanego Benjamina, zdaniem Kirsti – księdza, według informacji na książce – bardzo religijnego ministra. Jedno scala obie opowieści – biedną kobietę i bogatego mężczyznę połączyła nieszczęśliwa miłość. Jakież było moje zdziwienie, gdy w domu Tora, naszego gościnnego gospodarza, dowiedziałam się, że powieściowy pierwowzór to prapraprababka Tora. Co więcej, jej zdjęcie zdobiło ścianę domu, w którym gościliśmy.
Kościół w Røros góruje nad miasteczkiem. Wygląda przepięknie we wrześniowym słońcu. Na białej wieży znajduje się zegar, a także symbol górnictwa, przypominający o historii miasta. Nad wejściem widoczny jest napis: “Til Guds Ære og Bergstadens Ziir”, co oznacza “Na chwałę Bożą i piękno górniczego miasta”. Wokół kościoła mieści się cmentarz, na którym znajduję prawie dwustuletni pomnik z aniołem. Miejsce jest magiczne, jednak wnętrze kościoła również niczego sobie, szczególnie po niedawnym remoncie podłóg i ławek. Murowaną świątynię ufundowało Røros Copper Works, a konsekracja miała miejsce w 1784 roku. Dzisiaj kościół jest nie tylko miejscem modlitwy, ale także koncertów organowych i festiwali.
W 1644 rozpoczęła się górnicza karta historii miasteczka, która przyniosła mu pieniądze i sławę. Maleńkie domki w pobliżu kopalni uświadamiają, jak trudne musiały być warunki życia górników. Pod koniec XVII wieku miasto zostało doszczętnie spalone przez Szwedów. Wydobywanie miedzi gwarantowało rozwój, do miasteczka przybywali inżynierowie z Niemiec, którzy pracowali nad unowocześnianiem kopalni. Jak powiedzieli norwescy koledzy, Røros ma korzenie niemieckie, do dzisiaj wielu mieszkańców nosi niemieckie nazwiska swych przodków.
Muzeum nie jest wielkie, ale ciekawe. W kolejnych salach dawnej kopalni poznajemy historię górnictwa w Røros. W kolejnych salach mieszczą się wystawy poświęcone muzyce i kolei. W przyjemnej kawiarence przy kasie można wypić kawę, a sklepik zachęca do zakupu niebanalnych pamiątek. Moją uwagę przyciągnęły książki kucharskie, niestety w języku norweskim.

Wizytę w Røros zwieńczyła kolacja w domu Tora. Rozmowom nie było końca. Ze ścian przypatrywali nam się przodkowie gospodarza, którzy w wielkim trudzie budowali sławę miasteczka. Historie o dawnym Røros mieszały się ze sprawami współczesnymi. Ja opuszczałam Røros z przekonaniem, że lepiej poznałam miasto i jego sekrety…