Kim była Daisy i dlaczego na zamku Książ panował chaos?

O tym, że majowa wyprawa na Dolny Śląsk może obfitować w zimowe elementy,  czasami warto zejść z utartego szlaku i na dodatek dobrze wiedzieć, kim była Daisy, przekonałam się podczas podróży w ten region Polski. Wrocław, Karpacz, Wałbrzych i okolice – kryją w sobie bogactwo miejsc, historii, postaci, smaków, których nie powstydziłyby się najbardziej popularne europejskie “miejscówki”. Oto mój subiektywny zapis podróży po skrawku historycznego Dolnego Śląska. 

Kim była Daisy? 

Moja przygoda z Daisy rozpoczęła się w Lubiechowie, kiedy w trakcie spaceru z Wałbrzycha na Książ ujrzeliśmy pięknie zdobioną bramę. Dusza odkrywcy nie pozwoliła mi na ominięcie tego miejsca. Kiedy przekroczyliśmy bramę, naszym oczom ukazał się ogród, wiele brakowało mu do piękna tajemniczego ogrodu, niemniej jednak nogi poniosły nas do kasy. Bilet do palmiarni nie jest drogi (normalny kosztuje 8zł, a ulgowy 5zł), jednak warto pomyśleć o zakupie łączonego – na przykład wejście do palmiarni, stajen, na zamek i tarasy (koszt 28zł, ulgowy 19zł). Sama palmiarnia czasy świetności raczej ma za sobą, kto zna poznański przybytek, może być tym lubiechowskim nieco rozczarowany, ja jednak potraktowałam wizytę tam jako nowe doświadczenie i przyczynek do poznania historii Daisy. Maria Teresa (bo tak brzmią jej prawdziwe imiona) musiała być niezwykłą kobietą, skoro jej małżonek nie tylko wybudował dla niej tę palmiarnię, ale, jak mówił przewodnik, sprowadził z Sycylii siedem wagonów kolejowych –  wypełnionych zastygłą lawą z wulkanu Etna (1908-1911). Podobno uchodziła za jedną z najpiękniejszych kobiet epoki edwardiańskiej. Myślę, że to prawda, bo z licznych fotografii i portretów spoglądała na nas niebywałej urody dama. To w Lubiechowie dowiedziałam się, że była żoną majętnego księcia pszczyńskiego, a po swoim ślubie osiadła na zamku w Książu.

Książ “ma smak” chaosu

Nie potrafię przytoczyć innego przykładu wyjątkowego miejsca, w którym panowałby tak “kosmiczny” chaos – zarówno pod względem organizacyjnym, jak i “ideowym”(brak pomysłu na ciekawą ekspozycję).  Bałagan w Książu dał o sobie znać, kiedy opuściliśmy malowniczą i pustą aleję kasztanową i weszliśmy na główny trakt. Tłumy ludzi dosłownie przewalały się, kiedy naszym oczom ukazał się jarmark. Kiedy w końcu dotarliśmy do bramy zamku, nasze nadzieje na zwiedzanie okazały się płonne, oto wystawa kwiatów i jarmarczne stragany opanowały Książ. Dokądkolwiek skierowaliśmy swe kroki, tam natykaliśmy stoiska handlarzy. Można było kupić prawie wszystko, zwiedzanie było niemożliwe. W zasadzie w mej pamięci utkwiła sala poświęcona Daisy i jej rodzinie, obiad na malowniczym tarasie pod kasztanowcami i przeogromna chęć opuszczenia zamku. Skorzystaliśmy jeszcze ze zwiedzania podziemi, miejsca okupionego ciężką pracą więźniów z czasów II wojny światowej, ale przyznam, że nie warto wydawać tych kilku złotych, by na dosłownie 15 minut wejść do podziemi i wysłuchać historii budowy tunelu. Po tej niezbyt ciekawej części wizyty, postanowiliśmy odnaleźć szlak do malowniczych ruin zamku, które przyciągnęły naszą uwagę w drodze na Książ. 

Czasami warto zejść z utartego szlaku

Znalezienie szlaku do ruin Zamku Stary Książ nie było łatwe. Na drodze napotkaliśmy różne przeszkody w postaci bud jarmarcznych i tłumów, co więcej nikt nie wiedział, gdzie jest żółty szlak. Z pomocą przyszedł nam przewodnik trasy podziemnej, dzięki jego wskazówkom wkroczyliśmy na malowniczą i mniej popularną ścieżkę. W pamięci mam nadal malownicze mostki przyczepione do skał, które momentami przyprawiały mnie o drżenie serca.  Dróżka wiła się wokół doliny rzeki Pełcznicy, a “nasz” zamek wabił swoim pięknem. W końcu po prawie godzinnym spacerze i przekroczeniu rzeczki wspięliśmy się na szczyt, gdzie w majowym słońcu objawiły nam się cudne ruiny. Podobno w czasach Hochbergów romantyczny zamek (zbudowany z polecenia męża Daisy na ruinach dawnej piastowskiej warowni) przyciągał zamkowych gości swą tajemniczością i pięknem. Nam wystarczyły ruiny, by usiąść, wsłuchać się w ciszę i rozkoszować tym magicznym miejscem. 

Nasze spotkanie z piękną Daisy dobiegło końca. Myślę, że Książ pod jej bacznym okiem był mniej chaotycznym miejscem, wszakże słynęła z zamiłowania do piękna. To dzięki niej zamek zyskał angielskie ogrody i łazienki przy każdym pokoju gościnnym. Czasy Daisy minęły bezpowrotnie, jednak warto przyjechać do Książa, by przespacerować się aleją kasztanową, posiedzieć w ruinach i wypić kawę na zamkowych tarasach. 

 

Zapraszam do komentowania!

Fill in your details below or click an icon to log in:

WordPress.com Logo

You are commenting using your WordPress.com account. Log Out /  Change )

Facebook photo

You are commenting using your Facebook account. Log Out /  Change )

Connecting to %s