
Im więcej wizyt w mieście nad Odrą, tym większa świadomość, ile miejsc pozostało tutaj do odkrycia. Najbardziej frapuje mnie możliwość podążania śladami Eberharda Mocka, bohatera powieści kryminalnych Krajewskiego, bo Wrocław widziany oczyma słynnego detektywa, jawi się jako miejsce wyjątkowe. Czasy Breslau minęły bezpowrotnie, w każdym razie zawsze, kiedy staję na wrocławskim Mostku Czarownic, rozglądam się po mieście i staram się uchwycić coś z jego przeszłości. Dzisiejszy wpis, choć pod “patronatem” Mocka, tak naprawdę będzie zapisem moich spacerów po pięknym Wrocławiu.

Czasem warto spojrzeć z góry!
O to we Wrocławiu nietrudno. W samym centrum miasta mamy co najmniej cztery miejsca, na które możemy się wspiąć lub wjechać. Ja bardzo lubię dwa: wieżę Bazyliki św. Elżbiety i Mostek Czarownic na Katedrze św. Marii Magdaleny. Bilety wstępu do obu miejsc kosztują zaledwie kilka złotych, ale widok na miasto, z góry, bezcenny. Z wieży bazyliki możemy dostrzec między innymi Jasia i Małgosię, czyli dwie malownicze, średniowieczne kamieniczki, które przycupnęły w cieniu kościoła. Łączy je coś na kształt wrót, na których widnieje napis: “Mors Ianua Vitae” – “Śmierć bramą życia”. Przypomina on o tym, że dawniej przy kościele mieścił się również cmentarz, zlikwidowany w XVIII wieku. Z wieży bazyliki widzimy Mostek czarownic na Katedrze św. Marii Magdaleny. Ilekroć staję na nim, zastanawiam się nad historią tego miejsca. Kim były owe czarownice, pokutnice? Czy tylko “straszakiem” dla niemieckich dziewcząt, których matki chciały, by prowadziły się w grzeczny sposób? Widok z mostku ukazuje również ogrom powojennych zniszczeń, to stąd widać, ile brzydkich, powojennych budynków zostało postawionych na miejscu dawnych.

Na wrocławskim Rynku
Tutaj niepodzielnie rządzi piękny ratusz, którego niezwykłe zdobienia przyciągają wzrok. Lubię patrzeć na wykusze, symbole i zegar słoneczny. W przewodniku wyczytałam, że dawniej w suterenie mieściły się cele więzienne. Ciekawe i inspirujące wydają mi się ich nazwy: Bocianie gniazdo, Zimna kuchnia, Pusta sakiewka, Czyżykowy chłop, Strzeż się, Cierpliwy Hiob. Ciekawe, ilu wrocławian spędziło tu czas. O powiązaniach ratusza z Temidą świadczy również pręgierz. Podobno wychłostano kiedyś tutaj samego Wita Stwosza. Nieopodal stoi pomnik Aleksandra Fredry, przypomina on o powojennych losach Polaków ze Lwowa, którzy od 1945 roku rozpoczęli swoje wrocławskie życie. Pomnik dawniej stał we Lwowie, na szczęście ocalał z zawieruchy wojennej i w 1956 roku ustawiono go na wrocławskim Rynku w miejscu pomnika Fryderyka Wilhelma III. Niestety, na Rynku nie znalazłam kawiarni, która by mi się spodobała. Na szczęście dobrą kawę można wypić w kafejkach porozmieszczanych w uliczkach wokół Rynku. A kiedy wypijemy już kawę, warto wybrać się na spacer po Ostrowie Tumskim.

Nie ma to jak spacer po wyspie
Dosłowne tłumaczenie nazwy Ostrów Tumski to “Wyspa Katedralna”, gdyż “tum” w języku staropolskim oznaczał kościół wyższej rangi, a “ostrów” wyspę. Z Ostrowem Tumskim sąsiadują inne wysepki, na przykład Daliowa i Słodowa. Za każdym razem, kiedy jestem tutaj, czuję oddech przeszłości, a także wyjątkową atmosferę. Podziwiam kłódki pozostawione przez zakochanych na Moście Tumskim, zwanym też Mostem Miłości. Spacer po Ostrowie Tumskim odsłania piękne miejsca, kościoły, pomniki. Najbardziej podoba mi się kościół św. Marcina, ogromne wrażenie robi także Archikatedra św. Jana Chrzciciela. Przez chwilę wyobrażam sobie Mocka, który mógł wędrować tymi uliczkami, a spacer tradycyjnie kończę pyszną kawą, w kawiarni nad Odrą, gdzie rozkoszuję się beztroskim obserwowaniem miasta i ludzi.
W świecie krasnali

Pierwszy pomnik krasnoludka na cześć Pomarańczowej Alternatywy stanął w mieście w 2001 roku, dzisiaj na wrocławskich ulicach, domach i latarniach znajdziemy ich 270 (X 2013). Każdy, kto chce odnaleźć wszystkie, może po prostu kupić mapę, Ja przyznam, że najbardziej bawi mnie ich przypadkowe odnajdywanie. Mamy tutaj i Freudka, i Farmacjusza, Kolekcjonera, Luminatora. Ja uwielbiam Śpiocha, który po prostu zasnął na tyłach kamieniczki Jaś. I nikt nie jest w stanie zbudzić go ze snu, czego mu zazdroszczę. Z kolei przerażający jest krasnal Rzeźnik, który ciężko pracuje przy wrocławskich jatkach. Naprawdę polecam zabawę w szukanie krasnoludków.
Opisane przeze mnie miejsca to tylko preludium do wędrówek po Wrocławiu. Każdy znajdzie tutaj coś dla siebie. Mnie pociąga historia miasta, tak trudna, ale jakże ciekawa. Co prawda nie widziałam Mocka, ale jego literacki duch unosił się nade mną, kiedy przemierzałam wrocławskie ulice. Szkoda, że nigdy się nie spotkamy.