

Wczorajsza wizyta w Wielkopolsce i smak rogali marcińskich sprawiły, że nadal poznańskie myśli kłębią się w mej głowie. Niniejszy wpis to tylko kolejny ślad wielkopolskiej nostalgii. Czas zatem na kilka słów o najsłynniejszej ulicy miasta nad Wartą – wartej poznania – ulicy Święty Marcin. Tak, to właśnie ulica Święty Marcin, a nie Świętego Marcina, jak chciałoby się powiedzieć. Jak pisał Zbigniew Zakrzewski w książce “Ulicami mojego Poznania”, historia ulicy tłumaczyła tę tradycyjną nazwę, wywodziła się ona z czasów pruskich i brzmiała “Sankt Martinstrasse”. Po 1919 roku przemianowano ją na Wjazdową (wjazd od dworca kolejowego do śródmieścia), w 1935 na Piłsudskiego, w 1945 na Armii Czerwonej, co trwało aż do 1989 roku. Później wrócono do pierwotnej nazwy – Święty Marcin, bezpośrednio związanej z kościołem pod tymże wezwaniem.

Być może cała ulica do najpiękniejszych nie należy, szpecą ją między innymi nieszczęsne, komunistyczne domy towarowe, jednak można znaleźć także kilka ładniejszych miejsc. Jednym z nich z pewnością jest Park Mickiewicza pomiędzy ulicą Święty Marcin a Teatrem Wielkim, gdzie latem warto posiedzieć na trawie i odetchnąć. Urokliwie wygląda również Zamek, szczególnie wieczorem. Podobno “miasto” planuje rewitalizację słynnej ulicy. Tym, co wpływa na jej ożywienie, są z pewnością Imieniny Ulicy (11 listopada), które od 1994 roku organizuje Centrum Kultury Zamek. Tego dnia patron ulicy w stroju legionisty wsiada na białego rumaka i na czele korowodu zmierza od kościoła pod swoim wezwaniem – do Zamku, gdzie Prezydent Poznania wręcza mu klucze do miasta. Uroczystościom towarzyszy kiermasz rogali, występy ulicznych grajków, a w podwórkach także inne akcje, takie jak spektakle, slam poetycki czy turnieje dawnych gier. To tylko część atrakcji, warto zatem odwiedzić miasto 11 listopada, by poczuć świąteczną, świętomarcińską atmosferę, no i zjeść najlepsze na świecie rogale. Kto wie, może i mnie się uda odwiedzić miasto moich studiów w imieniny Marcina.