Lista moich przyszłych podróży jest długa, bo wciąż jeszcze wiele miejsc czeka na odkrycie przeze mnie. Nie zaliczam krajów czy miast, ale mogę powiedzieć, że uwielbiam wracać tam, gdzie została część mego serca. Takim miejscem jest właśnie Lwów. Może wynika to z faktu, że uwielbiam wielokulturową atmosferę tego miasta. A może wpływa na to związek z tą częścią Kresów, przecież w niedalekim Busku są me korzenie. Mogę powiedzieć, że w połowie jestem stąd, a w połowie z Wielkopolski (mowa o moich przodkach).
A kiedy pojadę do Lwowa…
To z pewnością wdrapię się na Wysoki Zamek, czyli jeden z najważniejszych lwowskich symboli, gdzie dzisiaj na zamkowym wzgórzu mieści się park. Potem pójdę na lwowski Rynek i poszukam wszystkie lwy ukryte na elewacjach kamienic. Moim oczom nie ujdą także inne ciekawe detale na 44 pięknych kamienicach otaczających to miejsce. Budynki powstały w różnych epokach, co sprawia, że uroda Rynku nie ma sobie równych. Następnie usiądę na ławeczce, pogłaskam po głowie lwy stanowiące jej część i spojrzę na ratuszową zegarową wieżę, Wiąże się z nią historia pewnej katastrofy. W 1826 roku, w środku lata, tuż po oględzinach specjalnej komisji badającej stan wieży, budowla runęła i zabiła 8 ludzi. “Przewodnik Pascala” podaje, że tuż przed zawaleniem komisja orzekła, że wieża nie zagraża ludziom. Jak widać, mylili się.
Od ratusza niedaleko do rynku bukinistów, czyli sprzedawców książek. Podobno można tutaj kupić za niewielkie pieniądze polskie książki, wydane przed 1939 rokiem. W drodze na rynek bukinistów wejdę do mieszczącej się w kamienicy na roku palarni kawy. Lwów jest nazywany miastem kawy, w każdej kawiarni można kupić kawę po lwowsku i rozkoszować się jej wyrazistym smakiem. Wspomniana palarnia uwodzi zapachem palonych ziaren i przypomina kolejną historię, tym razem o Jerzym Kulczyckim (pochodzącym z okolic Lwowa), który według legendy w XVII wieku dzięki znajomości języka tureckiego, odegrał ważną rolę w dziejach odsieczy wiedeńskiej. W każdym razie za swą ważną misję szpiegowską, tuż po wygranej bitwie, został nagrodzony przez króla Jana III Sobieskiego kilkuset workami z kawą, które Turcy porzucili. Podobno sam taką nagrodę wybrał. Uchodzi on za prekursora kawy w Europie i kawy pitej z mlekiem. Jak widać Lwów nieprzypadkowo nazywany jest ukraińską stolicą kawy, lwowianie celebrują zwyczaje wprowadzone przez Kulczyckiego.
Kiedy wrócę na Rynek, odwiedzę niebanalną galerię “Coś ciekawego”, a potem poszukam baru z pierogami, który mieści się naprzeciwko Kaplicy Boimów. Smak barszczu ukraińskiego i smażonych pierogów przypomni mi czasy dzieciństwa, kiedy mogłam smakować potrawy mojej babci rodem z Buska. Po posiłku usiądę w jednym z kawiarnianych ogródków i popatrzę na ludzi tańczących tango na ulicy. Pomyślę “to jest możliwe tylko we Lwowie” i zaplanuję kolejny dzień w tym niezwykłym mieście, na przykład podążanie śladami Popielskiego, bohatera powieści Krajewskiego.
[…] A kiedy pojadę do Lwowa […]