Droga z Wejherowa do Nadola częściowo wiedzie wzdłuż torów nieczynnej linii kolejowej Wejherowo – Elektrownia Żarnowiec. Po drodze, tuż za Zamostnem, mijam dawny cmentarz ewangelicki. Usytuowanie pomiędzy wsiami już mnie nie dziwi, tak w XIX wieku rozmieszczano nekropolie – sprawiedliwie, w połowie drogi między dwiema miejscowościami. Mijam Rybno, Opalino i Czymanowo. Jestem nad Jeziorem Żarnowieckim.
Jego okolice są bardzo zróżnicowane – krajobraz po nieukończonej elektrowni jądrowej nieco przytłacza, na szczęście i tak dzisiaj wygląda lepiej niż kilka lat temu. Pomyśleć tylko, że pod tę wielką budowę przygotowano tereny po zlikwidowanej wsi Kartoszyno, której mieszkańców przesiedlono do Odargowa. Na szczęście Nadole jest po drugiej stronie jeziora i dzisiaj już nie straszy pustymi hotelikami robotniczymi, jak jeszcze jakiś czas temu. Dzisiaj krajobraz Nadola zdominowały malownicze domki, w tym letniskowe. Wieś wygląda bardzo ładnie, a w jej sercu mieści się słynna zagroda gburska, można powiedzieć, że Nadole jest gburowate, ale wcale nie oznacza to niczego negatywnego.
Gbur to słowo pochodzące z języka staro-wysoko-niemieckiego, którego rodowód sięga średniowiecza. Słowo to weszło do kaszubskiego i po prostu oznaczało majętnego chłopa, posiadającego duże gospodarstwo. Skansen w Nadolu obejmuje gospodarstwo gburskie, pochodzące z XIX wieku i przeniesione tutaj ze zlikwidowanej wsi Kartoszyno. Zagroda położona tuż nad jeziorem obejmuje między innymi chatę, oborę, gołębnik i wędzarnię.
Warto dodać, że w latach 1919/20-1939 – Nadole było jedyną wsią polską po tej stronie jeziora Żarnowieckiego, z Polską łączyła je jedynie droga wodna. Przed wojną wieś należała do rodziny Konkolów. Już ponad sto lat temu zjeżdżali tutaj letnicy, wierzono, że klimat uzdrawia gruźlików.
Z Nadola niedaleko do Białogóry, a jeszcze bliżej do Gniewina, gdzie mieści się wieża widokowa, z której można podziwiać piękno okolicy. Latem widać z niej morze. Po drodze z Nadola do Gniewina mijam pozostałości dawnego cmentarza ewangelickiego, niestety, albo śnieg przykrył kamień z inskrypcją, albo padł on czyimś łupem. Mnie udało się dzisiaj dostrzec tylko kilka pozostałości nagrobków. Poszukiwania informacji na temat nekropolii w internecie też spełzły na niczym, a szkoda, bo wielokulturowość to bogactwo regionu, a pamięć o tych, którzy go współtworzyli, niezwykle ważna. Widocznie jednak nie dla wszystkich.
W tym nieco gburowatym (smutnym) nastroju opuściłam piękne Nadole i pomknęłam dalej, tam, gdzie mnie oczy poniosły, o czym napisałam w innym poście.