Edukacja po tajsku

Edukacja to moja pasja. Bardzo lubię nie tylko uczyć gimnazjalistów, ale również sama dokształcać się i rozwijać swoje kompetencje. Do tej pory miałam sposobność poznać wiele europejskich systemów edukacji, biorąc udział w szkoleniach, wizytach, lekcjach, warsztatach, a także projektach. Tym razem, dzięki Rytisowi, zaprzyjaźnionemu Litwinowi, z którym miałam okazję prowadzić wiele przedsięwzięć edukacyjnych, znalazłam się w północnej Tajlandii, gdzie poznałam kilka szkół w regionie Li, a nawet byłam nauczycielką języka angielskiego.

Polka z Litwinem w tajskich szkołach, czyli co nieco o sprawcach tego niecodziennego doświadczenia

Z Rytisem poznaliśmy się w Nasutowie, w 2009 roku, na seminarium kontaktowym organizowanym przez Fundusz Polsko-Litewski Wymiany Młodzieży. Ten młody nauczyciel na co dzień pracuje jako psycholog w najstarszym litewskim gimnazjum – w samym sercu Wilna. Podobne, humanistyczne spojrzenie na edukację, otwartość i kreatywność sprawiły, że w ostatnich latach zrealizowaliśmy kilkanaście wspólnych przedsięwzięć, w tym wymiany młodzieży dla gimnazjalistów z Polski i Litwy, za co w 2013 roku otrzymaliśmy nagrodę za najdłuższe partnerstwo od Fundacji Rozwoju Systemu Edukacji. Tuż po wygranym przeze mnie  w czerwcu tego roku konkursie na dyrektora szkoły usłyszałam: “pakuj się, przyjedziesz pouczyć do Tajlandii, przy okazji zobaczysz, jak funkcjonują tutejsze szkoły”. Ciekawość wzięła górę i na początku lipca poleciałam w daleki świat, gdzie Rytis i Kristina (kolejna koleżanka projektowa) uczą tajskie dzieci języka angielskiego w ramach specjalnego projektu.

Po angielsku w azjatyckich szkołach

Południowo-wschodnia Azja, a dokładniej 10 krajów członkowskich ASEAN (Stowarzyszenia Narodów Azji Południowo-Wschodniej), w którego skład również wchodzi Tajlandia, uczy się  angielskiego, gdyż jest on językiem roboczym wspomnianej unii. Dzięki temu w tej części świata można spotkać wielu nauczycieli – obcokrajowców, którzy w ramach kilkumiesięcznych kontraktów ( z możliwością ich przedłużenia) pracują w tutejszych szkołach. Nie jest to zajęcie  łatwe, gdyż w ramach dwudziestogodzinnego tygodnia pracy uczą na przykład  w dziesięciu wiejskich szkołach, często oddalonych od siebie o 20 kilometrów. Zarobki to około 2500 -2700 zł (w przeliczeniu na polską walutę), co w taniej Tajlandii stanowi dobre wynagrodzenie. Pomimo wymagań stawianych przez lokalne władze bardzo często obcokrajowcy uczący angielskiego  nie są profesjonalistami w tej dziedzinie, niestety, nawet lokalni nauczyciele języka angielskiego często niezbyt dobrze posługują się tym językiem. Od każdej reguły są jednak wyjątki i ja takie osoby również w tajskich szkołach spotkałam.

Na bosaka i bez dzwonków

Pewnie ze względu na klimat – szkoły  zupełnie różnią się wyglądem od tych europejskich. W sercu szkolnego terenu z reguły mieści się boisko, wokół którego rozlokowane są budynki z klasami. Oczywiście w oknach nie ma szyb, a w każdej sali tuż pod sufitem pracują wiatraki, które chłodzą pomieszczenie. Niektóre szkoły są murowane, inne drewniane, jedne lepiej wyposażone, inne nieco gorzej, ale w każdej sali mieści się flaga i portret króla. W tajskiej szkole nie ma dzwonków, jedynie początek lekcji oznajmia muzyka. Lekcje trwają godzinę zegarową, po której uczniowie przemieszczają się do kolejnej sali. Do klas nie wolno wchodzić w obuwiu, to przystoi jedynie nauczycielowi. Dzieci noszą mundurki, jednak ze względu na zwyczaj dni tematycznych, jednego dnia ubrane są wszystkie w jednolity strój sportowy, kolejnego w jednolity mundur skautowski. Stroje te są bardzo tanie, każda placówka ma własny styl, a na uczniowskich koszulkach widnieją imiona i nazwiska. Oczywiście haftowane w języku tajskim, który wygląda bardzo interesująco, również cyfry (odmienne od naszych), ale jest bardzo trudny do przyswojenia dla obcokrajowca.

W grupie siła

Tajska szkoła to miejsce, które charakteryzuje prawdziwa współpraca. Ze względu na brak ocen nie ma tutaj rywalizacji, uczniowie chętnie pomagają sobie, na przykład  podpowiadają w trakcie wykonywania ćwiczeń. Dwa razy do roku przeprowadzane są testy, które sprawdzają poziom kształcenia. Miejscem socjalizującym szkolne życie jest stołówka, nasz Sanepid z pewnością padłby trupem, gdyby zobaczył warunki, w których przygotowywane jest jedzenie, jednak to tutaj dzieci otrzymują darmowy posiłek. Wystarczy, że przyniosą do szkoły ryż. W tej części Tajlandii najbardziej popularny jest tzw. klejący ryż, do którego pani ze stołówki wyda mięso i warzywa. Po zjedzonym posiłku każde dziecko myje swój talerz oraz łyżkę i widelec (w Tajlandii nie używa się noża do jedzenia posiłku).

Ok-ta farang

Wymówienie mojego imienia stanowiło prawdziwą gimnastykę dla języka Tajów. Skrócone: Okta, również problematyczne, jednak funkcjonowało w ustach wszystkich, których spotkałam. Byłam farangiem, czyli obcokrajowcem. Słowo to słyszeliśmy, gdy jechaliśmy przez wioski regionu Li, gdy wchodziliśmy do szkół. Byliśmy jedynymi “białymi” w tym rejonie. Wszyscy, których spotkałam, przyjęli mnie z zaciekawieniem, ale i ogromnym ciepłem – zarówno uczniowie, nauczyciele, jak i dyrektorzy. Szczególnie gościnna dla polskiego faranga była rodzina dyrektora Nappadona ze szkoły Maepok, która podejmowała nas kolacją  w domu, jak i w restauracji. Historia tej familii to temat na kolejny wpis, ale na pewno za jakiś czas, nie dzisiaj. Ok-ta – farang wywiozła z Tajlandii wspomnienia szkół, w których panowała atmosfera akceptacji, wsparcia i współpracy, gdzie każdy czuł się dobrze. W mej pamięci na zawsze zostaną roześmiane twarze dzieciaków oraz ciepło gościnnych dorosłych.

Zapraszam do komentowania!

Fill in your details below or click an icon to log in:

WordPress.com Logo

You are commenting using your WordPress.com account. Log Out /  Change )

Facebook photo

You are commenting using your Facebook account. Log Out /  Change )

Connecting to %s