Historia moich podróży do Gruzji przypomina loterię. Jedynie co drugi zakupiony bilet został przeze mnie wykorzystany. Szczęśliwie, za drugim razem, dość przypadkowo, trafiliśmy do Doliny Truso, o której nie było mowy w naszych przewodnikach – polskim i niemieckim. Tym bardziej myślę, że mieliśmy ogromne szczęście, bo miejsce to jest jak dotąd tym moim najbardziej wyjątkowym.

Zanim dotrzemy do bram tej arcypięknej doliny, która jest położona na wysokości 2093 m n.p.m., musimy przemierzyć kilka kilometrów piechotą, nasza terenówka nie jest wystarczająco duża, by poradzić sobie z pierwszym etapem drogi zawieszonej na malowniczym urwisku nad rzeką. Tak więc ruszamy, omijając kilka domów, które wyglądają na zamieszkałe, choć trzeba przyznać, że wyglądają tragicznie. Zmorą na tym etapie wędrówki, a potem na jej końcu są bezpańskie psy pasterskie – ogromne, schorowane, dość agresywne. Wygłodniałe biegną za nami, oczekując jedzenia. Strach przed nimi jest dość silny we mnie, na szczęście jakoś dajemy radę. Idziemy.









Marzę o kawie. Na szczęście przydrożny znak daje nadzieję. Camping Cafe Truso pojawia się co prawda za 4 kilometry, ale piękno drogi sprawia, że czas mija szybko (gorzej będzie podczas powrotu). Gdy dochodzimy do końca pierwszego etapu drogi, naszym oczom ukazuje się malownicze zakole rzeki Terek ze wspomnianym campingiem pośrodku. Pomimo pragnienia kawy, przestaje być ona ważna, bo naszym oczom ukazuje się, a raczej objawia krok po kroku piękno doliny – majestatyczne szczyty Kaukazu na horyzoncie, niezwykłe barwy natury – skał, ziemi, wody, majaczące na horyzoncie wieże. Och! Nie mogę się napatrzeć. Nie mogę się nachłonąć. Nazapamiętywać. Jest tak pięknie. A do tego wieje. Wiatr nam po prostu urywa głowy.









Idziemy. Celem Twierdza Zakagori, która znajduje się na końcu doliny, na jej 15. kilometrze. Najpierw przystanek na kawę (rozpuszczalną neskę, taką najmniej ulubioną, tutaj jednak nawet ona smakuje inaczej), a potem w drogę. Mijamy wymarłe wsie. Opustoszałe wieżyczki. Czynny klasztor. Kilka zamieszkałych domów. Siadamy przy drodze z widokiem na rzekę i Kaukaz. Mierzymy się z wiatrem, zimnem, zmęczeniem. To historia o tym, że kiedyś tu wrócę, by dotrzeć do twierdzy. Wcześniej jednak, po powrocie, przeczesuję internet w poszukiwaniu historii opustoszałych wiosek. Znajduję niewiele linków, które prowadzą mnie do historii Osetyjczyków, którzy od dawien dawna zamieszkiwali dolinę. Zostały po nich domy, cmentarze, wieże. Dziś nie mogą tutaj przyjeżdżać. To historia konfliktu osetyjsko-gruzińskiego, który rozgorzał w latach 90-tych XX wieku. Powinnam wspomnieć, że dolina leży tuż nieopodal granicy z Osetią Południową i Rosją. Wczytuję się w spisane wspomnienia dawnych mieszkańców, opowieści o zwyczajach i tradycjach, które dawniej celebrowano w tym zakątku świata. Przed oczyma mam pozostałości po świecie, który przeminął – ruiny domów, wieże obronne, kapliczki, cmentarze. Nad nimi przecudne szczyty Kaukazu i ruiny Twierdzy Zakagori.
fot. Manfred Voelker






















