Zuzanno, ach, Zuzanno – czyli o “mojej” Ginczance słów kilka

GinczankaOdkryłam ją kilka lat temu, kiedy w moje ręce wpadły „Wysokie Obcasy” z artykułem na jej temat, potem szukałam wszelkich dostępnych informacji o niej, gdyż wydała mi się niezwykle piękna i fascynująca. Najpełniej postać tragicznie zmarłej Zuzanny Ginczanki  (właściwie Sary Poliny Gincburg) ukazuje Izolda Kiec w monografii poświęconej poetce. Mało kto wie, że Gina była legendą warszawskiej cyganerii w latach 1918-1939, ulubienicą Tuwima i  „kawiarnianą” towarzyszką Gombrowicza.

„Były kiedyś pełne szuflady babcinych kluczy”

Urodziła się w 15 marca 1917 roku w Kijowie,  w żydowskiej rodzinie, która z obawy przed zamieszkami rewolucyjnymi w Rosji jesienią 1917 roku przybyła do Równego Wołyńskiego.  „Zuzanna wychowuje się w domu dziadków, w niewielkim pokoiku umiejscowionym tuż nad sklepem” – pisze Kiec. Tata Giny, Szymon Gincburg – reżyser i aktor, opuszcza rodzinę. Pragnie zrobić karierę artystyczną najpierw w Niemczech, potem w Anglii, by w końcu osiąść w Stanach Zjednoczonych, gdzie statystuje w hollywoodzkich filmach. Mama Zuzanny po raz drugi wychodzi za mąż i w latach dwudziestych wraz z nowym mężem Czechem emigruje do hiszpańskiej Pampeluny. Odtąd Zuzannę wychowują dziadkowie.

„Mowa moja jest dla mnie krajem

Urodzajnym, skibnym i dobrym”

W domu dziadków królował język  rosyjski, co było codziennością w rodzinach Żydów mieszkających na Kresach. Gina postanawia uczyć się w polskim gimnazjum, mimo że miała do wyboru żydowskie, rosyjskie i ukraińskie. W równieńskim gimnazjum, którego dyrektorem jest mąż Ewy Szelburg (później Zarembiny), dzieje się wiele. Uczniowie podziwiają spektakle przygotowywane przez swych profesorów, wydają szkolną „gazetkę” „Echa Szkolne”, którego redaktorem naczelnym zostaje Czesław Janczarski. To właśnie na łamach tego pisma w 1931 roku debiutuje Zuzanna Gincburżanka, uczennica klasy Vb. Utwór nosi tytuł: „Uczta wakacyjna”. Gina uczestniczy także w równieńskim życiu literacko-artystycznym, czyta poezję, prenumeruje warszawskie pisma literackie. Jak pisze Kiec: „Zafascynowana polską kulturą i mową, pragnie zostać polską poetką”.

„Przyciskam do ust chłodną obcość słowa,

Fonetyczny skrzep nieznanej jeszcze treści”

We wrześniu 1933 roku na łamach „Kuriera Literacko-Naukowego” ukazuje się wiersz Giny pt. „Żyzność sierpniowa”, a w 1934 roku utwór „Gramatyka” otrzymuje wyróżnienie w organizowanym przez „Wiadomości Literackie” Turnieju Młodych Poetów. To zdaniem badaczy literatury czas poetyckiego kształtowania się i dojrzewania Ginczanki. Jesienią 1935 roku, po ukończeniu gimnazjum, przenosi się do Warszawy, gdzie „korzysta” ze wszystkich uroków artystycznego  życia w stolicy, przede wszystkim bywa w „Ziemiańskiej”, kawiarni Skamandrytów, gdzie zawsze jest przez nich serdecznie witana.  W 1936 roku nawiązuje współpracę z tygodnikiem satyrycznym „Szpilki”, jesienią 1936 rozpoczyna studia pedagogiczne na Wydziale Humanistycznym Uniwersytetu Warszawskiego. Pod koniec roku ukazuje się tomik poezji „O Centaurach”.

Tuwim w spódnicy

Tak o niej mawiano. Jeszcze jako uczennica równieńskiego gimnazjum wysyłała Julianowi Tuwimowi swe utwory. Dwa razy miała przyjemność spotkać Tuwima. To on namówił ją, by wysłała swój utwór „Gramatyka” na konkurs, za który otrzymała wyróżnienie.

„Gdy słuchamy przeszłości, która jest za nami,

furkoczą strzały, szczęka wygładzony kamień”

Wojna zastaje ją w Równem, do którego przyjechała na wakacje. W październiku 1939 roku Zuzanna udaje się do Lwowa, jak wspomina jej szkolna przyjaciółka, Maria Wigdorowicz: „Babcia zapakowała jej do walizek ile się dało bielizny pościelowej, zastawy stołowej i rodzinnego srebra (…). Po przyjeździe do Lwowa musiała szybko podjąć pracę”. Została pomocnikiem buchaltera w Biurze Uzdrowiskowym. W 1940 roku wychodzi za mąż za Michała Weinziehera, znajomi określają ich dziwnym małżeństwem, a sama Gina związana jest lwowskim grafikiem Januszem Woźniakowskim. Czas lwowski bogaty jest w twórczość poetycką i translatorską. W 1941 roku do Lwowa wkraczają Niemcy. Sytuacja Żydów staje się dramatyczna. Babcia Giny umiera na atak serca w drodze na miejsce straceń w Zdołbunowie, a sama Zuzanna przeżywa chwile grozy, kiedy to latem 1942 roku właścicielka kamienicy, gdzie mieszka poetka, donosi na policję o ukrywającej się w jej domu Żydówce. Wtedy powstaje utwór „non omnis moriar”, w którym możemy przeczytać o donosicielce:

„Nie zostawiłam tutaj żadnego dziedzica, 

Niech więc rzeczy żydowskie twoja dłoń wyszpera, 

Chominowo, lwowianko, dzielna żono szpicla, 

Donosicielko chyża, matko folksdojczera.”

„Zuzanno, ach, Zuzanno,

Ty piękna panno,

Zuzanno, poetko,

Dlaczego nie tańczysz?

Czy miałaś śmierć lekką?” (Rey Sydor)

W 1943 roku Zuzanna ucieka ze Lwowa do Felsztyna, a potem do Krakowa, gdzie ukrywa się wraz ze swoim mężem Michałem. W 1944 gestapo zabiera jej małżonka, a ona sama przebywa w Swoszowicach, a następnie wraca do Krakowa., gdzie ukrywała się w mieszkaniu Elżbiety Mucharskiej. Wnuk właścicielki mieszkania wspomina: „Zuza nie wychodziła nigdzie, a przebywając w mieszkaniu sama, nie otwierała drzwi”. Niestety, prawdopodobnie po donosie jednego z sąsiadów, Ginę razem z Blumką Fradisówną aresztowano i osadzono w więzieniu Montelupich. Obie zostały rozstrzelane na dziedzińcu więziennym na kilka dni przed zakończeniem wojny.

„Non omnis moriar”

W zasadzie niewiele zostało po Ginczance, kilka zdjęć, tomik wierszy, wspomnienia przyjaciół. Kogo zainteresowała postać pięknej Zuzanny, temu polecam książkę Izoldy Kiec „Ginczanka”, na której oparłam swój wpis. Przybliża ze szczegółami życie i twórczość Giny, o której mówiono: „Wygladała jak Sulamitka. Miała jedno oko tak czarne, że aż tęczówka zdawała się przesłaniać źrenicę, a drugie brązowe z tęczówką w złote plamki. Wszyscy zachwycali się jej wierszami, w których jak w jej urodzie było coś z kasydy perskiej”.

 Zuzanna Ginczanka „Miłość”

 (fragmenty)

 Woda

 W poprzek — wpław — przepłynąć życie — prując czas jak płótno piersią

(wpław: najżywszą — wpław: najczulszą —  wpław: najtkliwszą — wpław: najszczerszą),

kochać własne mocne mięśnie w smukłych rękach, w prężnych nogach —

własnym sercem jak gotykiem wkłuć się prosto w serce Boga —

    Nie chcieć być symfonią całą, ale dźwięcznym, głośnym tonem —

    nie chcieć być wszechświatem całym, ale lśniącym elektronem —

   drgać religią ciepłych pulsów, nerwy raniąc, serce drażniąc —

   żyć kochaniem, kochać życie — w poprzek — wpław — rzutami ramion.

 

Płynąć szczerym pragnień sterem w niezniszczalność żywych tęsknot,

 krzyczeć: żyję, krzyczeć: pragnę, krwią namiętną wali tętno —

w poprzek — wpław — przekreślić morze i do kresu przybić hardo —

 poznać śmierć — tętniącym życiem zachłysnąwszy się po gardło.

 

Ogień

Odgadłam, że lubisz pozór powikłań, co wszystko myli,

by poznać treść istnień – magnes i strzałkę jej bez odchyleń –

odgadłam, że trwasz bez zmiany a krążysz w ruchu jak ziemia,

by poznać lękliwą stałość i nagłą odwagę przemian

    Pojęłam, że kochasz sploty słów obojętnych znaczeń,

   że pieścisz się ich barwnością i to, żeś sens ich w grze spaczył –

  pojęłam, że niżesz słowa jak pereł łuskę umarłą

  i trzeba ci męki zwątpień, byś pojął, że drgają prawdą.

I chcę mieć okrutny smutek i oschłość tęsknot najkrwistszych

i złamać ciebie boleśnie i świat twój w tobie rozwichrzyć

i chcę cię w pustkę zakłamań i w noce bezsenne wtrącić,

byś nagle uwierzył sercem w banalną „miłość” i „słońce”.

 

Zapraszam do komentowania!

Fill in your details below or click an icon to log in:

WordPress.com Logo

You are commenting using your WordPress.com account. Log Out /  Change )

Facebook photo

You are commenting using your Facebook account. Log Out /  Change )

Connecting to %s